Zbigniew Jerzyna
Napój miłosny i mówienie szeptem
W tej interesującej i wartościowej książce poetyckiej na zasadzie prawomocnej istnieją dwie poetyki. Pierwsza, to są wiersze białe, oszczędne w doborze słów, pełne nieoczekiwanych spięć dramatycznych, „w biegu naszej mowy” nagle zatrzymanych myśli, przez niedopowiedzenie ledwo dotkniętych tajemnic, dalekich skojarzeń, czy wreszcie bardzo świeżych poetyckich obrazów. Druga, to wiersze w tradycyjnym zapisie, często sylabotoniczne z rymami i asonansami. Jest w nich wyraźny Tuwimowski rodowód. Należy jednak, i to na korzyść poetki zaznaczyć, że te utwory mimo tradycyjnej konwencji są jakby obrane z banałów i odnowione.
Ten pierwszy nurt w poezji Zofii Mikuły wydaje się być – najcenniejszy. W tych, często krótkich wierszach każde słowo waży, nawet odstępy miedzy wersami podpowiadają nam jakiś ukryty sens. Jest w nich jeszcze delikatność wyrazu świadcząca o tym, ile można powiedzieć szeptem, na dotykającym milczenia – wyciszeniu. Bardzo ważne w tej poezji są przedmioty. I tak niezwykle trafne, celne skojarzenia są wyrażane poprzez konkrety, nawet „oderwane myśli, pojęcia” są osadzone w rzeczywistości. Przytoczę tu świetny wers z jednego z wierszy: Obcas złamany, a noc nadal tańczy.
Te krótkie wiersze napisane są często w sposób mistrzowski, zacytuję tu wiersz Karier. To przecież krystaliczny liryk:
Boisz się siebie
jak tamtej nocy.
Gnały konie przez dolinę,
galopem po wzniesieniach,
by w ciszy
przy wodopoju,
pić i pić!
Boisz się,
tego pragnienia.
Ta poezja jest niezwykle uwrażliwiona na ludzki ból i cierpienie. Szczególnie na niesprawiedliwość, która dotyka istot najbardziej bezbronnych, jakimi są dzieci. Tu przejmujący wiersz Bezradność, z tym niezwykłym fragmentem:
Obcina krótko włosy,
by nie wołały przytul.
Także na przykład w wierszu Marzec 2000 dochodzi do głosu czułość. Jak też, ten „ludzki odruch” w ciekawym wierszu Drżąco. Oto fragment:
Dłoń dotknęła twarzy
- nieco zamyślona.
W tej książce poetyckiej prawie każdy wiersz jest poszukiwaniem drugiego człowieka, wyrazem tęsknoty za jego obecnością. Zofia Mikuła wie, że pośród najważniejszych wartości naszego życia najwyżej należy nam postawić - miłość.
Leszek Żuliński
Wiersze o łaknieniu
Po kilku stronach lektury przyłapujemy się na spostrzeżeniu, że w tych wierszach jest rozmówca. One wyraźnie „są mówione do kogoś”; one „znają swego odbiorcę”. Stąd moja pierwsza konstatacja: poezja Zofii Mikuły jest dialogiem. Nie zawsze przecież tak bywa. Bardzo często liryka wyrasta z takich pokładów samotności, że nie zwraca się już w ogóle w stronę ludzi, a wyłącznie w stronę pustki... Tu, na szczęście – mimo wielu ciemnych akcentów – okna są jeszcze pootwierane i głos chce być słyszalny. Przypomniał mi się w pewnym momencie tej lektury znakomity dystych z Grochowiaka: Mężczyznę zbudzisz, gdy go dotkniesz, kobietę zbudzisz, gdyś dotykać przestał... I jakbym tę regułę czytał tutaj: narratorka tych wierszy chce być „dotykana”, to znaczy istnieć swą wyrazistą osobowością w epicentrum życia. Różnych subtelności używa, by to zamanifestować...
Odwieczne i naturalne żywioły liryki erotycznej, jakiej i w tym tomie nie brakuje, budzą się w wierszach Zosi w sposób pokrzepiający: prawdziwym dramatem miłości nie są jej niespełnienia, niedosyty, lecz jej brak. Póki miłość wykrzykuje swój głód i swój ból, póty jest. Jest i walczy „o swoje”, jest i nasącza nas oskomą życia i siłami witalizmu, otwiera solipsystyczny świat na kogoś drugiego i na cały ogrom trwania... Tu znowu małe przypomnienie, małe skojarzenie – ten słynny fragment z Dancingu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej:
Zwiędły suknie i wachlarz z piór strusich,
czas opada jak chmura szarańczy,
wszystko kończy się prędzej niż musi,
gra muzyka, lecz nie ma z kim tańczyć.
Tancerz miły odszedł w dalszą drogę,
gdzie jest, nie wiem, ani wy nie wiecie,
jeśli tu go odszukać nie mogę,
jakże znajdę go w wielkim wszechświecie?
...i choć nie zamierzam tych obu poetek tu porównywać, to muszę podkreślić wspólnotę tego charakterystycznego spleenu, jaki budowało te i tamte wiersze. Kiedy jednak czytam teksty wyznaczające najwyższy pułap tego zbiorku ( np. Alienację, Cyklicznie pod rękę..., Penelopę), zaczynam rozumieć po raz kolejny, że sedno kreatywnego życia tkwi w ł a k n i e n i u...
Autorka tego tomu demonstruje duży wachlarz możliwości warsztatowych. Te wiersze rozpięte są pomiędzy poezją postskamandrycką a postróżewiczowską; czasami aż proszą się, by zaistnieć jako piosenki, innym razem ich „żywioł filozoficzny” kieruje naszą uwagę w strony ponadartystyczne... Ale jakaś dziwna nić wiąże te liryki, jednoczy różne rytmy, nastroje, konwencje. Znalazłem odpowiedź na ten fenomen w jednym ze zdań poetyckich Zofii Mikuły: ...wiatr Andaluzji jest równie gorący jak zimny jest wiatr – i takie jest tu wszystko, o czym poetka pisze: niejednoznaczne, niejednolite, złożone, ale zawsze piękne i wystawiające naszą uwagę na szalone przeciągi myśli i uczuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz