W piątek 10 października 2008 roku na zaproszenie życzliwej nam osoby, wybraliśmy się z trójką przyjaciół: Krysią Woźniak i Janem Siwmirem w dwóch osobach, do Petrykoz. Z okazji XXXVII Warszawskiej Jesieni Poezji miała odbyć się tam uroczysta „Noc Poetów”. Wiele słyszałam o tym magicznym miejscu, o którym mówi się jakby z namaszczeniem. Marzyłam by ujrzeć ten dwór, otoczony pięknymi lasami, z dala od zgiełku współczesnego świata, gdzie czas zatrzymał się wśród niezwykle pięknej scenerii domu i ogrodu. Poznać osobiście Gospodarza Wojciecha Siemiona, dla którego tradycja i sztuka jest istotą życia.
Z Warszawy, z Krakowskiego Przedmieścia wyjechaliśmy kilka minut po dziewiętnastej kierując się na trasę katowicka, wiedząc tylko, że mamy skręcić za Żabią Wolą na Grójec. Żabią Wolę minęliśmy, a jakże… jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zawracając trafiliśmy na stację LP gaz. Mieliśmy szczęście, pewnie diabeł Boruta, który mieszka w piwnicy domu w Petrykozach nas prowadził; klient ze sklepu na stacji jechał w tamtym kierunku. Ruszyliśmy za nim, droga prowadziła już przez las, po kilku kilometrach nasz przewodnik skręcił, a my pojechaliśmy dalej prosto i długo, by następnie skręcić w lewo nie mając pewności, czy jedziemy we właściwym kierunku. Boruta jednakże nadal był z nami, naszym oczom ukazał się drogowskaz „Petrykozy 2”, skręciliśmy. Było gdzieś po dwudziestej, ciemno, droga wciąż prowadziła przez leśne dukty. Jechaliśmy do tego miejsca pierwszy raz, nie znaliśmy trasy, a potrafią tam błądzić nawet stali bywalcy. Cóż „koniec języka za przewodnika” lecz nie w tym przypadku, dostanie się do jakiegokolwiek domu w celu zapytania o dojazd, graniczyło wręcz z cudem. Tam zwyczajnie nie ma dzwonków przy bramach, nie mówiąc o domofonach, a nawoływania nie pomogły. Wreszcie udało nam się dotrzeć do domostwa, gdzie w oświetlonym oknie zobaczyliśmy postać. Zapukałam, i o dziwo był odzew, uprzejma gospodyni wskazała nam drogę do dworu Siemiona. Za dziesięć minut, już bez większych przeszkód zatrzymaliśmy się przed posiadłością.
W ciemności jaśniały światła dworu, w których nieco widoczna była droga wjazdowa i pobliska roślinność, niestety, czego nie mogę odżałować, ogród był niedostępny moim oczom. Przed gankiem przywitały nas postacie-awatary dawnych i współczesnych poetów, stały szpalerem trzymając na piersiach swoje dzieła poetyckie m.in. Kochanowski, Sarbiewski, Mickiewicz, Słowacki, Norwid (ukochany poeta Krysi Woźniak, a i mój), Gałczyński, Tuwim, Grochowiak, Erazm Bolek i inni. W przestronnej sieni kolejne poetyckie awatary, częstowały nas wierszami i owocami ogrodu: soczystymi gruszami oraz jabłkami. W salonie tłum gości wsłuchiwał się z uwagą w powitalne słowa Gospodarza.
Po przywitaniu rozpoczęła się część artystyczna wieczoru. Tu prym wiódł oczywiście Wojciech Siemion, jego charakterystyczny głos, dobitny gest, szeroki uśmiech, swoboda recytacji, a przy tym genialnej interpretacji wciągnęła nas w krąg zaczarowanej rzeczywistości sztuki. Dane nam było słuchać i podziwiać same wybitne osobistości ze świata literatury. Gość, wietnamski poeta Lam Quang My uraczył nas prezentacją swojego wiersza w ojczystym języku - polską wersję równocześnie prezentował Wojciech Siemion. Ireneusz Szmit zachwycił nas wierszem dedykowanym Siemionowi, Marek Wawrzkiewicz przeszedł samego siebie w interpretacji swojego dzieła. Wspaniałym przerywnikiem wystąpień literatów był śpiew Pani Krystyny – Ukrainki mieszkającej od ponad dziesięciu lat w Polsce. Zachwyciła mnie swoim pięknym głosem, a szczególnie wykonaniem pieśni o Wołodim Wysockim. Atrakcją nocy było czytanie wylosowanych wierszy. Prawdziwe „sedno” przywieźli poeci z Milanówka, była to skrzynia z otworem na „sedno”, czyli wiersze złożone w samoloty i wrzucane do „sedna” przez uczestników spotkania. Tu pięknie zaprezentowali się Andrzej Dębkowski i Józef Pless, który po przeczytaniu swojego wiersza o ojczyźnie energicznie zgniótł utwór i ponownie cisnął w „sedno”.
Mówiąc o duchowej uczcie, nie sposób nie wspomnieć o błogich rozkoszach podniebienia, a było się czym delektować. W salonie na pięknym stylowym stole królował ogromny tort, w jadalni zaś wspaniałe jadło; wędzona cała szynka z nogą, przepyszna wiejska kiełbasa i oczywiście znakomite czerwone wino, a nie brakło i mocniejszych trunków dla mocniejszych głów. Amatorzy słodkości mogli zaspokajać swoje zachcianki pysznym sernikiem, makowcem i różnego rodzaju ciasteczkami. Mnie osobiście pozostał w pamięci wyśmienity smak łazanek (zapewne domowej roboty) z kapustą, grzybami i kawałkami przepysznego mięsa, mówię wam „miód w gębie”.
Dwór, w którym gościliśmy, pochodzi z początków XIX wieku, gdy w 1969 roku zakupili go Siemionowie, był zdewastowany w dziewięćdziesięciu pięciu procentach, prace renowacyjne trwały do 1979 roku. Klimat wnętrzu nadają antyczne meble, obrazy, rzeźby i stosy książek. Wojciech Siemion umieścił w przestronnej piwnicy bogate zbiory dawnej sztuki ludowej, a na zaadaptowanym strychu współczesne dzieła malarstwa, które stanowią swoistą Wiejską Galerię Sztuki, między innymi znajdują się tam obrazy Zdzisława Beksińskiego i Leona Tarasewicza. Gospodarz, co i rusz zachęcał gości do zwiedzania dworu i poczęstunku. Podczas całej imprezy w kuluarach odbywały się rozmowy o poezji, o sztuce i nie tylko.
Niezwykła gościnność Pana Wojciecha i jego wyjątkowa serdeczność, była widoczna na każdym kroku, a ja mogłam odczuć ją na własnej skórze, a właściwie dłoni, którą na pożegnanie ciepło uścisnął mi Gospodarz.
Niezaprzeczalnie Wojciech Siemion jest wybitną, twórczą indywidualnością o ogromnej charyzmie. Zauroczyła mnie niezwykłość „czakry” kamiennego dworu, bo czyż nie magią jest człowiek, który odtworzył to miejsce, ubarwił sztuką, a nam pozwala tam bywać i podziwiać Petrykozy.
zdjęcia z Petrykoz wykonał Siwmir
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz